Sport

OŚWIĘCIM. „Święta Wojna” dla Unii. Twarda walka do ostatnich sekund

foto: JAROSŁAW FIEDOR

W najciekawiej zapowiadającym się meczu 31. kolejki TAURON Hokej Ligi Re-Plast Unii Oświęcim pokonała na własnym lodzie GKS Tychy 2:1 i umocniła się na drugim miejscu w tabeli. Dla biało-niebieskich było to już siódme zwycięstwo z rzędu.

To był mecz rodem z fazy play-off: ciasny, twardy i pełen męskiej walki. Taki, w którym każda ze stron stara się jak najlepiej wykonać swoje założenia taktycznie, nie popełnić rażących błędów i mówiąc dosłownie – przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W końcówce emocje były tak duże, że doszło do regularnej bójki. Sędziowie – już ze swojego pomieszczenia – nałożyli cztery kary meczu, z czego aż trzy dla oświęcimian. Ale po kolei.

Oba zespoły przystąpiły do spotkania osłabione. W zespole GKS-u Tychy zabrakło lidera ofensywy Alana Łyszczarczyka, który jest chory, z kolei w drużynie Unii nie wystąpili zmagający się z urazami Sebastian Kowalówka i Dariusz Wanat oraz dochodzący do siebie po kontuzjach Kacper Łukawski i Jan Sołtys.

W pierwszej odsłonie nie obejrzeliśmy bramek, ale groźniejsze okazje kreowali sobie gospodarze. Najbliżej zaskoczenia Tomáša Fučíka byli Ville Heikkinen i Mark Kaleinikovas. Pierwszy z nich przestrzelił z przestrzeni międzybulikowej, a soczysty strzał Kaleinikovasa rakiem obronił tyski golkiper.

Piękne gole

Worek z bramkami rozwiązał się na początku drugiej odsłony. Roman Diukow wjechał do tyskiej tercji prawym skrzydłem, a następnie zagrał do ustawionego w przestrzeni międzybulikowej Marka Kaleinikovasa. Litewski skrzydłowy długo się nie zastanawiał i uderzył z pełnego zamachu. Guma trafiła w samo okienko, a Tomáš Fučík mógł w tej sytuacji tylko wymownie pokręcić głową.

Trójkolorowi z impetem ruszyli w pogoń za wynikiem, a oświęcimianie przeżyli kilka trudniejszych chwil. W 29. minucie oświęcimskim obrońcom uciekł Christiana Mroczkowskiego, a następnie oddał kąśliwy strzał z nadgarstka. Guma zatrzymała się na słupku. Chwilę później w podobną sytuację miał Filip Komorski i również „ostemplował” słupek.

To były dwa ostrzeżenia, z których oświęcimianie nie wyciągnęli wniosków. Za trzecim razem, w 35. minucie, trójkolorowi wykazali się większą dozą precyzji i doprowadzili do wyrównania. Sposób na Linusa Lundina znalazł Christian Mroczkowski, który najpierw wymanewrował dwóch zawodników Unii, a następnie popisał się przepięknym uderzeniem pod poprzeczkę.

Kapitańska pieczęć

Później gra się wyrównała i obie strony zdawały sobie sprawę z tego, że każdy kolejny błąd może okazać się fatalny w skutkach i przybliżyć rywali do zwycięstwa. W drugiej odsłonie bramek już nie zobaczyliśmy, ale na samym początku trzeciej do siatki trafili gospodarze.

Wszystko zaczęło się od wygranego wznowienia na środku tafli. Kristaps Jākobsons dograł do Carl Ackered, który wrzucił krążek lobem do tyskiej tercji. Rozpędzony Krystian Dziubiński przejął gumę, a następnie uderzeniem po lodzie, w długi róg, zaskoczył Fučíka. Tyszanie od razu zgłosili arbitrom, że gol padł ze spalonego. Po długiej naradzie sędziowie podtrzymali decyzję z lodu i zaliczyli trafienie Dziubińskiego. Nie da się jednak ukryć, że kontrowersje w takich sytuacjach byłyby mniejsze, gdyby polskie lodowiska wyposażone były w kamery na liniach niebieskich, których od pewnego czasu wymaga Międzynarodowa Federacja Hokeja Na Lodzie (IIHF).

Kolejne gole już nie padły, choć w końcówce trener Pekka Tirkkonen zdecydował się na manewr z wycofaniem bramkarza. Linus Lundin znakomicie strzegł swojego posterunku i miał też spore oparcie w swoich kolegach z pola.

Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Tychy 2:1 (0:0, 1:1, 1:0)


Informacja pochodzi z portalu Hokej.Net.
Czytaj więcej na https://hokej.net/artykul/swieta-wojna-dla-unii-twarda-walka-do-ostatnich-sekund

Poprzedni artykułNastępny artykuł

1 komentarz

Send this to a friend