W niedzielę, 7 października, Klub Morsów działający przy Uniwersytecie Trzeciego Wieku w Kętach rozpoczął nowy, II już sezon.
Do zażywania pierwszej, wspólnej w tym sezonie kąpieli przybyło troje miłośników morsowania. I choć pogoda była iście wiosenna, woda w rzece do najcieplejszych nie należała. Jak ocenili panowie, jej temperatura to ok. 11 st. Celsjusza.
Pan Andrzej Mróz, inicjator powstania Klubu i zapalony biegacz, który na swoim koncie ma 17 maratonów, a kolekcja trofeów to 60 pucharów i niezliczona liczba medali, potwierdza, że zimne kąpiele nie tylko hartują ducha i ciało, ale pomagają pozbyć się dolegliwości, z którymi nawet medycyna czasem sobie nie radzi.
Jak wspomina, swoją przygodę z morsowaniem zaczął 7 lat temu z powodu problemu z kolanem. – Wysiadło mi kolano. Żadne leczenie nie pomagało – mówi i wyjaśnia, że w jednej z gazet dla biegaczy znalazł informację, że jakiś Amerykanin w Górach Skalistych wyleczył kolano kąpiąc się w zimnej rzece. – Na początku trochę się wstydziłem, biegłem pod Nową Wieś późną jesienią, woda była zimna. Wchodziłem do kolan na 15 sekund i szybko wyskakiwałem – opowiada, stwierdzając, że już w styczniu przy 15-stopniowym mrozie zanurzał się coraz bardziej i wytrzymywał minutę. – Kuracja pomogła, stan kolana się zdecydowanie poprawił, dolegliwości ustąpiły. Już na wiosnę mogłem biegać – podkreśla. Dodaje również, że trzeba się dobrze przygotować do takiej kąpieli. – Trzeba być rozgrzanym, a cała przyjemność jest dopiero, jak się wyjdzie z wody, bo działają endorfiny i człowiek nie czuje tego zimna, mimo że jest -15 stopni – tłumaczy. Ma też dobrą radę dla wszystkich, którzy interesują się zdrowym trybem życia: „jedz mało, ale dobrze, wartościowo”. – Trzeba dbać o zdrowie. I aktywność fizyczna obowiązkowa. Bez niej nie ma szans dożyć 70 lat – twierdzi blisko 80-letni mężczyzna i nie sposób się z nim nie zgodzić, bo kondycji, hartu i pogody ducha mógłby pozazdrościć mu niejeden nastolatek. W jego diecie znajdują się m.in. owsianka z mlekiem, dużo warzyw i owoców, a od 20 lat obowiązkowo wraz z żoną piją zieloną herbatę, oczywiście bez cukru. Niezastąpioną porcją witamin jest przygotowywany raz w tygodniu domowy sok owocowo-warzywny.
Nieoficjalnie morsowy sezon w Kętach zainaugurował już w połowie minionego tygodnia pan Marek Wągiel – rowerzysta, który swoją pasję rowerowych podróży łączy z pomaganiem innym. W tegoroczne wakacje wraz ze swymi przyjaciółmi przejechał trasę liczącą ponad 3 tys. km dookoła Polski, by pomóc w uzbieraniu pieniążków na leczenie i rehabilitację 7-letniej Antosi Matusiak z Nowej Wsi. Dwa lata wcześniej uczestniczył w podróży charytatywnej trasą Green Velo dla chorego chłopca z Ostrowca Świętokrzyskiego. Człowiek o wielkim sercu, zapalony miłośnik zimnych kąpieli nie mógł się już doczekać rozpoczęcia nowego sezonu. Zmobilizowany przez przyjaciół Morsów z Bielan, którzy rozpoczęli morsowanie kilka dni wcześniej, wysłał zaproszenie do znajomych i w samo południe, 4 października, kąpał się już w rzece. – To był taki zwiastun, a dzisiaj już oficjalnie rozpoczynamy sezon morsowania – wyjaśnia.
Jak podkreśla pan Marek, każdy może dołączyć, choć nie jest łatwo się zdecydować. Jego rada, by dobrze przygotować się do przygody z morsowaniem, to co rano natrzeć się do pasa zimną wodą, wytrzeć frotowym ręcznikiem, i tak przez kilka dni. Nad rzeką stopniowo oswajać ciało z zimną wodą, wchodząc początkowo na głębokość kolan. – A zanurzenie to już samo przyjdzie – dodaje. Zdaniem pana Marka to właśnie teraz jest dobra pora do rozpoczęcia morsowej przygody, ze względu na to, że nie jest jeszcze tak zimno. – Już można zaczynać, a do zimy jest jeszcze trochę czasu. Potem w grudniu ruszamy wszyscy do lodowatej wody – śmieje się 67-letni miłośnik kąpieli.
Razem z panami Andrzejem i Markiem inauguracyjnej kąpieli zażywał w niedzielę 36-letni Sebastian Lewandowski. Ten zapalony alpinista jest z kęckimi Morsami od samego początku. Nie czeka jednak do niedzieli, kąpie się w rzece prawie codziennie, a zimą co drugi dzień. W zimnej wodzie wytrzymuje 15 minut, jak twierdzi, w każdej temperaturze. 6 lat temu wyjechał po raz pierwszy za wschodnią granicę i od tej pory ten kierunek stał się celem jego wypraw. Ostatnia podróż była do Tadżykistanu, gdzie zdobywał pasmo Pamiru. Wcześniej odwiedził m.in. Rosję, Gruzję i Kirgistan. – Tam nie jest świat tak skomercjalizowany, poukładany. Tam ludzie żyją w górach, zajmują się pasterstwem, żyją bliżej natury – opowiada, wyjaśniając, że wszystkie wyprawy organizuje sam, za własne pieniądze, zyskując dzięki temu całkowitą niezależność. – Taką sobie drogę obrałem, taką niepubliczną i dobrze się z tym czuję – stwierdza, opowiadając, że często wspina się ze sławnymi nazwiskami, jednak pozostaje anonimowy. Dodaje też, że dzięki temu ma niesamowity luz w swoim działaniu i brak presji ze strony potencjalnych sponsorów. – Spotykam na swojej drodze dobrych ludzi. Gdy mieszkam w jakiejś wiosce, to uczestniczę w codziennym życiu mieszkańców, pomagam w polu, cieszy mnie to – opowiada, tłumacząc, że niekomercyjne wyjazdy dają możliwość zobaczenia więcej, poznania mieszkańców, ich codzienności. – Jak wracam, mam przeważnie jeszcze dwa lub trzy tygodnie czasu, mogę więc zwiedzić kraj i żyć tam przez jakiś czas – podsumowuje.
W ostatnią wyprawę wyruszył sam. Wcześniej towarzyszył mu przyjaciel. – Jedna osoba do towarzystwa to takie minimum i maksimum, żeby się sprawnie poruszać, żeby była dyscyplina, bezpieczeństwo i komfort psychiczny, że można na kogoś liczyć – wyjaśnia i dodaje, że w większej grupie jest zbyt duży chaos, a w górach wszystko musi być wg planu, nie ma miejsca na błędy czy zniechęcenie. By utrzymać formę pan Sebastian biega po górach, a gdy brakuje mu czasu, by wyrwać się na nocleg pod namiot, bierze śpiwór i idzie spać na balkon. – Żeby organizm cały czas pamiętał adaptację do zimna. Organizm zahartowany jest silniejszy i łatwiej radzi sobie z infekcjami – podkreśla.
Kąpiącym się Morsom kibicowały wnuczki pana Marka: 8-letnia Ala i 10-letnia Julia wraz ze swoją babcią. Jak poinformowała Ala, pierwsze przygotowania do morsowania ma już za sobą – w wannie pełnej zimnej wody.
************************************************************************
Klub Morsów przy UTW w Kętach liczy aktualnie 7 osób. Jak się okazuje, to niezwykli ludzie, pasjonaci, ale przede wszystkim miłośnicy zdrowego trybu życia. Warto wziąć z nich przykład, a kto odważniejszy, może do nich dołączy…
Kęckie Morsy zapraszają w każdą niedzielę na godz. 12.00 pod halę OSiR w Kętach, skąd, w ramach rozgrzewki, razem pobiegną w stronę kładki kobiernickiej. – A potem kąpiel w Sole bez względu na pogodę. Tych, którzy chcą tylko popatrzeć, też zapraszamy. Widokowa kładka czeka! – zachęcają.
Kety.pl
Co to za morsy, przy takiej temperaturze powietrza i wody to się Pamela Anderson w Pacyfiku kąpie.